Dani, kusząca lisica, poddawała swoje krągłości pierwotnemu powabowi bliskości w stylu pieska.Jej soczyste zamki kaskadowały na jej lubieżnym tyłeczku, widok równie uwodzicielski, jak i uwodzicielowy.Kontrast między jej gładkim, zapraszającym derriere a miękkimi, dzikimi pasmami włosów był ucztą dla zmysłów, wizualną i dotykową rozkoszą.Jej partner, nie mogąc oprzeć się pokusie jej obfitego tyłka, zanurzył się w świecie rozkoszy.Jego pchnięcia były rytmiczne, zaborcze, każdy uważał ją za swoje.Łóżko wstrząsało się ich namiętnością, ich ciała poruszały się w idealnej harmonii, a ich jęki rozbrzmiewały w pokoju.Ichód cielesny był symfonią rozkoszy, świadectwem surowego, niefiltrowanego pożądania, które tylko taniec może zaoferować.Był to taniec, nieskazujący, nieskończony, nieuczony czystym tańcem, nie znali żadnej pożądliwości.I nie wiedzieli, że nie ma ucieczki od pożądania.